piątek, 27 października 2017

Projekt: z okna

W tej notce - chyba po raz pierwszy w historii bloga - nie będzie ani słowa o psie!

Jeszcze kilka słów w nawiązaniu do tego, co ostatnio napisałam o zdjęciach robionych komórką. Do pracy (właściwie do jednego z miejsc pracy) dojeżdżam autobusem. Uwielbiam te momenty, kiedy zakładam słuchawki, zamykam oczy i pozwalam sobie na dokładnie 35 minut odcięcia od świata, który zostaje na zewnątrz. Mam szczęście, bo tam, gdzie jadę, udaje się bardzo niewielu pasażerów, zdarza się nawet, że autobus jest pusty. Można wygodnie rozłożyć się, oprzeć głowę i przymknąć oczy... albo zerkać na krajobrazy, które przesuwają się za oknem.
Szyby autobusu zwykle są brudne. Na ogół też wewnątrz pali się światło, więc patrząc w okno, poza widokami z zewnątrz widzę też odbicie tego, co w środku. Efekt bywa ciekawy. Czasem jest to prostu rozmycie pezażu zza okna, czasem "doświetlenie" go, a czasem dodanie nieistniejącego w rzeczywistości elementu. Im szybciej jedzie autobus, tym trudniej zatrzymać moment. Próbowałam kiedyś z lustrzanką, ale zanim złapałam ostrość, te przedziwne widoki uciekały. 
Komórką wyszło o wiele lepiej. Oczywiście, wiem że te zdjęcia są mocno niedoskonałe. Wiem, że głównym ich tematem, poza kaszubskimi krajobrazami, są... błędy. Nie chodzi o to, że jestem wobec siebie bezkrytyczna i nie dostrzegam nieostrości czy "mgły" (która mogła być moim oddechem albo zwyczajną brudną plamą na szybie!), która zasłania pół kadru. Chodzi o to, co chcę pokazać i zapamiętać - nie widoki i pejzaże same w sobie, ale to, jak owe widoki i pejzaże wyglądają, kiedy się je obserwuje z okna wlokącego się autobusu. Taki dokument codzienności PKS-owych dojeżdżaczy.

Kilka lat temu, kiedy rozpoczęłam pracę na wsi na Kaszubach i jeszcze nie prowadziłam bloga, zrobiłam sama dla siebie projekt: moja droga do pracy. Starałam się fotografować te same elementy co tydzień o tej samej porze. Dzięki temu mam dziś folder pełen zdjęć zmieniających się drzew (od zaliścionych na zielono przez żółte i pomarańczowe aż po same łyse badyle) i chodników (albo suchutkich, albo pokrytych kałużami czy mazią rozkładających się liści). Dziś bardzo chętnie te zdjęcia oglądam, ale nie chciałam powtarzać tej samej zabawy rok w rok. Wówczas zresztą fotografowałam lustrzanką, bo zdjęcia robiłam albo w moim mieście, albo już na miejscu, przed pracą. Trasa autobusowa nie została uwieczniona.
W tym roku, oglądając po raz kolejny efekty tamtego projektu, postanowiłam go nieco wzbogacić i zmodyfikować. Po nieudanych próbach uchwycenia uciekających pejzaży moim Nikonem zdecydowałam się na dokumentację najzwyczajniejszym w świecie smartfonem. Oto efekty.












Dlatego właśnie uwielbiam nie tylko moją pracę, ale i dojazdy do niej. Niestety, to już ostatni rok, za co zdecydowanie podziękować muszę autorom wdrażanej od tego roku reformy oświaty. Pozbawić mnie takich cudnych widoków o poranku - to jest najprawdziwsza zbrodnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz