piątek, 1 lipca 2016

Wakacje!

Dla mnie, ale i dla psa. Dla mnie to dobrze, a dla psa chyba tak sobie, bo dziś zabieramy biedaka do weterynarza na chipowanie i wywozimy na granicę, na wycieczkę objazdową po rodzinie. Rodzina już ostrzeżona, że należy spodziewać się Małego Potwora nabuzowanego energią, którą spokojnie można by oświetlić Wieżę Eiffela, tylko Jack jeszcze nie wie, że czeka go 12 godzin w samochodzie... Mam nadzieję, że zniesie to dobrze, do tej pory w samochodzie po prostu spał, ale i tak zamierzam poprosić weterynarza o jakieś awaryjne specyfiki, gdyby pieskowi zrobiło się źle. Zobaczymy.

Początkowo planowałam, że w wakacje postaram się zwiększyć ilość wpisów, ale chyba na razie pozbieram pomysły i niekoniecznie od razu będę je przelewać na klawiaturę, tylko zachowam rytm - 1 do 2 wpisów w tygodniu, czy ilość, jaką jestem w stanie ogarnąć, kiedy trwa rok szkolny.

Z Jackowych nowości: kurdupel aportuje. Jakoś tak samo wyszło, naprawdę. Pewnie to jedna ze szczeniackich super mocy, które potem zanikają, ale postaram się, żeby mu się nie cofnęło ;-) Najchętniej aportuje swojego czerwonego prosiaczka albo piłkę, przynosi też frisbee, którego oczywiście jeszcze mu nie rzucamy "do łapania", tylko gdzieś tam w trawę - a Młody pędzi, zagryza i przynosi. Na początku podbiegał z zabawką w pyszczku i próbował się szarpać, teraz, kiedy słyszy "przynieś", pędzi jak torpeda i kładzie ją albo przy moich nogach, albo przy otwartej dłoni. Czasem dla zasady trochę się poszarpie, ale na komendę "zostaw" puszcza zdobycz i czeka w gotowości do kolejnego sprintu. Samo wyszło, okazuje się, że zabawka to dla niego nagroda sama w sobie. Nieco gorzej jest z siadem - czasem straszliwie cierpi, zanim na sekundę usiądzie - i znów zerwie się do dalszych skoków. "Połóż się", którego postanowiłam go teraz nauczyć, to kompletna porażka, pewnie dlatego, że leżenie i Jack to dwa przeciwne bieguny, ale dajemy sobie czas na... zbliżenie tych dwóch kwestii ;-) Tymczasem jednak jestem zachwycona tym, jak Mały szybko i chętnie uczy się nowych rzeczy. Żeby jeszcze tylko oduczyć go podgryzania w napadzie ekscytacji i szczęścia (na razie, kiedy nic innego się nie sprawdza, a pies szaleje z nadmiaru emocji, działa tylko odizolowanie go na minutę w ciemnym kibelku) i będzie perfekcyjnie.

Dziś w planach jeszcze jeden post, ale nieco smutniejszy. Widzę po statystykach, że mam kilku milczących podczytywaczy - jeśli będziecie mieli pomysł, jak pomóc, piszcie!

Follow my blog with Bloglovin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz