(przed)
Właściwie to tytuł może być nieco mylący, bo nie tyle zaczęłam, co
zaczynam. W tej chwili moja kondycja jest tak nędzna, że po
przebiegnięciu dwustu metrów sapię jak lokomotywa...
Zaczęłam od
spacerów, na których z uporem maniaka zmieniałam tempo i powtarzałam
przy tym szybko - powoli - stój (oznaczające zatrzymanie się
bezwzględne). Na razie pies bez problemu zatrzymuje się na "stój" i stoi,
jeśli tylko i ja stoję, ale coraz lepiej wychodzi już "stój" i stanie w
miejscu, chociaż ja idę dalej, np. dochodzę kilka kroków do psa
stojącego przed przejściem dla pieszych i patrzącego mi wyczekująco w
oczy, co zawsze rozczula przypadkowych przechodniów.
Jak już
wspominałam, Jack pokochał "szybko", ale do "powoli" pałał przez jakiś
czas wielką niechęcią, na szczęście w tej chwili nie ma już takiego
problemu. Co jakiś czas wołałam też psa jego imieniem i pokazywałam
dłonią kierunek, w jakim będziemy iść. Kiedy zaczęła zbliżać się wiosna,
a Jack coraz lepiej radził sobie "w terenie", uznałam, że trzeba coś
zrobić - ale nie tylko z Małym, ale i ze sobą. Kilka razy zdarzyło mi
się potruchtać z klasyczną smyczą i psem ubranym w zwykłe szeleczki, ale
bałam się, że smycz wypadnie mi z ręki, potknę się albo stanie się
cokolwiek, co da psu wolność. Co prawda kilka razy po "upuszczeniu" przeze mnie smyczy
zawsze zatrzymywał na komendę i czekał, aż po niego podejdę, ale z bieganiem wolałam nie ryzykować, bałam się, że zgubię smycz gdzieś w lesie, gdzie Mały może w dzikim pędzie dać się
ponieść szaleństwu węszenia albo ścigania jakiegoś zwierza - dlatego
kiedy pies miał już prawie rok, zdecydowałam się zainwestować w zestaw
do biegania. Padło na Julius K9. Nie jest to wpis reklamowy, nie
potrafię nawet powiedzieć, czy poleciłabym Wam ten zestaw. Ja jestem z
niego bardzo zadowolona, chociaż na pierwszym spacerze smycz mi się
rozmontowała i pies przez jakiś czas wędrował luzem obok mnie, a żadne z
nas tego nie zauważyło. Bez problemu dał się potem złapać, związałam
smycz prowizorycznie, a w domu odkryłam, co i jak się obluzowało i tym
razem zamontowałam pasek w szlufce tak, że nic nie ma szans się
wyślizgnąć. Zestaw składa się z
pasa biodrowego (super wygodny), smyczy z amortyzatorem (w naszym
przypadku wersja "0" dla psów o wadze do 15kg) oraz
szelek. Długo wahałam się, czy wziąć rozmiar mini-mini, czy baby, bo w
styczniu obwód klatki piersiowej Małego wynosił 39cm, więc właściwie na
granicy. Pomogła obsługa sklepu, błyskawicznie odpowiedzieli na maila,
polecili poczekać i obserwować psa, czy będzie jeszcze rosnąć. Od lutego
Jack niezmiennie trzyma się niepełnych 40cm, więc zgodnie z poradą
zostałam przy mniejszym rozmiarze baby i jestem zadowolona. Plus dla
nich, że nie próbowali namówić mnie od razu na większe i droższe szelki.
Amortyzator
sprawdza się super. Bałam się, że pies będzie za mocno ciągnąć, nie
czując oporu, kiedy smycz się napręża, ale absolutnie nie ma takiego
problemu - opór jest, nie ma za to szarpnięcia, więc pies nauczony
chodzenia na zwykłej, przepinanej smyczy przy tej też zachowuje się
świetnie. Odnoszę nawet wrażenie, że lubi ją bardziej, zachowuje się
swobodniej, ale wcale nie próbuje szarpać i ciągnąć. Nie pała też aż tak wielką
niechęcią do nowych szelek - a swoich klasycznych, paskowych szeleczek z
osiedlowego zoologicznego naprawdę nie lubił.
Po serii spacerów ze
zmiennym tempem zaryzykowaliśmy niedawno truchtanie na przemian z
marszem i pomijając moje problemy kondycyjne, jest świetnie. Jack bez
problemu przechodzi z marszu do biegu i odwrotnie (pomagają komendy szybko -
powoli, ale i bez tego reaguje po prostu na moje zachowanie, chociaż
nieco później kojarzy, co ma zrobić, słowna komenda wyraźnie mu to
ułatwia). Pies wydaje się zadowolony, w czasie takiego marszobiegu o
wiele częściej nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy, zawsze wtedy macha
ogonkiem i czeka na swoje ukochane "szybko", a potem zrywa się do biegu,
jakby go goniło stado hipopotamów. Nie pędzi jednak za szybko -
dostosowuje się do mojego tempa. Ciekawa jestem, jak mu pójdzie bieganie
z Panem, który jest o wiele bardziej rozbiegany i szybszy ode mnie. Na
razie biegam tylko ja, bo narzeczony leczy zawzięcie przewlekłe,
nawracające zapalenie zatok, ale mam nadzieję, że niedługo będziemy już
biegać w trójkę.
Zastanawiam się, czy przy większej intensywności
biegania (planujemy biegać co 2-3 dni, a poza tym po prostu spacerować)
powinnam podawać psu jakieś suplementy, szczególnie dbać o stawy itp?
Będę wdzięczna za wszelkie porady. Na razie nasze marszobiegi są na tyle
mało intensywne, ze nie podaję mu dodatkowego jedzonka, tylko jakiś
smakołyk, np. marchewkę albo banana po powrocie do domu. Musimy uważać
na linię, bo Jack jest po kastracji i nie chciałabym za kilka lat mieć w
domu turlającej się kulki (utuczone jacki russelle to naprawdę smutny
widok), ale też nie chcę oczywiście psa głodzić, więc jeśli nasze
treningi się rozkręcą, na pewno będę go dokarmiać dodatkową małą
porcyjką jakiejś porządnej mokrej karmy. Słyszałam dobre opinie o marce
Bozita, polecacie?

(... i po)
A Wy biegacie z Waszymi psami?