wtorek, 5 lipca 2016

Mały Jack w podroży

Mały Jack wybrał się w drugą wielką podróż. Pierwsza odbył prawie dwa miesiące temu, kiedy przywieźliśmy go do domu, i nie spodziewaliśmy się wtedy, że tak szybko zabierzemy go na kolejną dłuższą wycieczkę. Kiedy przyszło do planowania wakacji, uznaliśmy, że chociaż Jack mógłby zaczekać na nas w domu z trzecim, niepodróżującym domownikiem, umarlibyśmy chyba z tęsknoty przez te dwa tygodnie... decyzja była błyskawiczna: przy okazji szczepienia przeciw wściekliźnie zachipowaliśmy Piranię, wyrobiliśmy paszport... i tak Malutki Jack został psem międzynarodowym.
Dwunastogodzinna podróż samochodem zniósł świetnie, poza małymi napadami gryzienia (nie nas, tylko gryzaków i zabawek) głównie spał na moich stopach. Przygotowaliśmy specjalny pas do przypięcia psa, podkłady dla szczeniaków, w torebce miałam pokruszony według wskazań pani weterynarz na mikroułamki aviomarin... a okazało się, że Mały sam wybrał sobie legowisko na stopach pasażera z przodu samochodu - wymościłam mu je ręcznikiem i wyszedł idealnie jego rozmiar, pies nie "latał" po aucie nawet przy hamowaniu i nie miał możliwości przeszkadzania kierowcy, bo najpierw musiałby wskoczyć mi na kolana. Poza gryzakami i klasycznym zestawem spacerowym, czyli butelka z wodą i psimi chrupkami podawanym z dłoni na postoju nic nie było potrzebne. Anioł, nie jack russell, no!
Zdjęcie z jednego z pierwszych spacerów po zagranicznej ziemi. Nie rozumiem się z tubylcami, nie znam ich narzecza, ale już jesteśmy zaprzyjaźnieni z całym osiedlem, tak wszystkich oczarował, bo niby słodki i grzeczny. Pozory mylą, bo ma ten nasz Słodki Piesio fantazję i ostatnio ciągle kojarzy mi się z krokodylem, ale o tym innym razem ;-)

2 komentarze:

  1. Wow, mój pies miałby problem ze zniesieniem dwunastogodzinnej podróży. Super, że jednak pojechał z Wami, a nie został sam w domku :D.

    fastyork.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My go próbujemy od małego przyzwyczajać do naszego stylu życia: wyjścia, podróże, dużo zmian. Jeśli to zniesie jako szczylek, pewnie później będzie mu łatwiej z nami wytrzymać ;-)
      Dziękuję za pierwszy komentarz na blogu :)

      Usuń