sobota, 15 kwietnia 2017

Jak zaczęłam biegać z psem

 (przed)

Właściwie to tytuł może być nieco mylący, bo nie tyle zaczęłam, co zaczynam. W tej chwili moja kondycja jest tak nędzna, że po przebiegnięciu dwustu metrów sapię jak lokomotywa... 
Zaczęłam od spacerów, na których z uporem maniaka zmieniałam tempo i powtarzałam przy tym szybko - powoli - stój (oznaczające zatrzymanie się bezwzględne). Na razie pies bez problemu zatrzymuje się na "stój" i stoi, jeśli tylko i ja stoję, ale coraz lepiej wychodzi już "stój" i stanie w miejscu, chociaż ja idę dalej, np. dochodzę kilka kroków do psa stojącego przed przejściem dla pieszych i patrzącego mi wyczekująco w oczy, co zawsze rozczula przypadkowych przechodniów. 
Jak już wspominałam, Jack pokochał "szybko", ale do "powoli" pałał przez jakiś czas wielką niechęcią, na szczęście w tej chwili nie ma już takiego problemu. Co jakiś czas wołałam też psa jego imieniem i pokazywałam dłonią kierunek, w jakim będziemy iść. Kiedy zaczęła zbliżać się wiosna, a Jack coraz lepiej radził sobie "w terenie", uznałam, że trzeba coś zrobić - ale nie tylko z Małym, ale i ze sobą. Kilka razy zdarzyło mi się potruchtać z klasyczną smyczą i psem ubranym w zwykłe szeleczki, ale bałam się, że smycz wypadnie mi z ręki, potknę się albo stanie się cokolwiek, co da psu wolność. Co prawda kilka razy po "upuszczeniu" przeze mnie smyczy zawsze zatrzymywał na komendę i czekał, aż po niego podejdę, ale z bieganiem wolałam nie ryzykować, bałam się, że zgubię smycz gdzieś w lesie, gdzie Mały może w dzikim pędzie dać się ponieść szaleństwu węszenia albo ścigania jakiegoś zwierza - dlatego kiedy pies miał już prawie rok, zdecydowałam się zainwestować w zestaw do biegania. Padło na Julius K9. Nie jest to wpis reklamowy, nie potrafię nawet powiedzieć, czy poleciłabym Wam ten zestaw. Ja jestem z niego bardzo zadowolona, chociaż na pierwszym spacerze smycz mi się rozmontowała i pies przez jakiś czas wędrował luzem obok mnie, a żadne z nas tego nie zauważyło. Bez problemu dał się potem złapać, związałam smycz prowizorycznie, a w domu odkryłam, co i jak się obluzowało i tym razem zamontowałam pasek w szlufce tak, że nic nie ma szans się wyślizgnąć. Zestaw składa się z pasa biodrowego (super wygodny), smyczy z amortyzatorem (w naszym przypadku wersja "0" dla psów o wadze do 15kg) oraz szelek. Długo wahałam się, czy wziąć rozmiar mini-mini, czy baby, bo w styczniu obwód klatki piersiowej Małego wynosił 39cm, więc właściwie na granicy. Pomogła obsługa sklepu, błyskawicznie odpowiedzieli na maila, polecili poczekać i obserwować psa, czy będzie jeszcze rosnąć. Od lutego Jack niezmiennie trzyma się niepełnych 40cm, więc zgodnie z poradą zostałam przy mniejszym rozmiarze baby i jestem zadowolona. Plus dla nich, że nie próbowali namówić mnie od razu na większe i droższe szelki.
Amortyzator sprawdza się super. Bałam się, że pies będzie za mocno ciągnąć, nie czując oporu, kiedy smycz się napręża, ale absolutnie nie ma takiego problemu - opór jest, nie ma za to szarpnięcia, więc pies nauczony chodzenia na zwykłej, przepinanej smyczy przy tej też zachowuje się świetnie. Odnoszę nawet wrażenie, że lubi ją bardziej, zachowuje się swobodniej, ale wcale nie próbuje szarpać i ciągnąć. Nie pała też aż tak wielką niechęcią do nowych szelek - a swoich klasycznych, paskowych szeleczek z osiedlowego zoologicznego naprawdę nie lubił.
Po serii spacerów ze zmiennym tempem zaryzykowaliśmy niedawno truchtanie na przemian z marszem i pomijając moje problemy kondycyjne, jest świetnie. Jack bez problemu przechodzi z marszu do biegu i odwrotnie (pomagają komendy szybko - powoli, ale i bez tego reaguje po prostu na moje zachowanie, chociaż nieco później kojarzy, co ma zrobić, słowna komenda wyraźnie mu to ułatwia). Pies wydaje się zadowolony, w czasie takiego marszobiegu o wiele częściej nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy, zawsze wtedy macha ogonkiem i czeka na swoje ukochane "szybko", a potem zrywa się do biegu, jakby go goniło stado hipopotamów. Nie pędzi jednak za szybko - dostosowuje się do mojego tempa. Ciekawa jestem, jak mu pójdzie bieganie z Panem, który jest o wiele bardziej rozbiegany i szybszy ode mnie. Na razie biegam tylko ja, bo narzeczony leczy zawzięcie przewlekłe, nawracające zapalenie zatok, ale mam nadzieję, że niedługo będziemy już biegać w trójkę.
Zastanawiam się, czy przy większej intensywności biegania (planujemy biegać co 2-3 dni, a poza tym po prostu spacerować) powinnam podawać psu jakieś suplementy, szczególnie dbać o stawy itp? Będę wdzięczna za wszelkie porady. Na razie nasze marszobiegi są na tyle mało intensywne, ze nie podaję mu dodatkowego jedzonka, tylko jakiś smakołyk, np. marchewkę albo banana po powrocie do domu. Musimy uważać na linię, bo Jack jest po kastracji i nie chciałabym za kilka lat mieć w domu turlającej się kulki (utuczone jacki russelle to naprawdę smutny widok), ale też nie chcę oczywiście psa głodzić, więc jeśli nasze treningi się rozkręcą, na pewno będę go dokarmiać dodatkową małą porcyjką jakiejś porządnej mokrej karmy. Słyszałam dobre opinie o marce Bozita, polecacie?

(... i po)


A Wy biegacie z Waszymi psami?

2 komentarze:

  1. Trzymam kciuki za Was! My biegamy, a jakby inaczej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kciuki się przydadzą :) wyobrażam sobie, że większość ludzi biega inaczej, niż my :) w sensie, że pewnie poważniej... kilka dni temu przyprawiłam jakiegoś profesjonalnego biegacza o dziki napad śmiechu na nasz widok, ale co tam, twardo truchtaliśmy z Małym dalej, nie zrażamy się tak łatwo :D

      Usuń