niedziela, 7 sierpnia 2016

Dlaczego własnie jack russell terier?


 
Zdjęcie niewiele ma wspólnego z tematem, ale nie mogłam sobie darować podzielenia się ze światem Bezgłowym Jackiem.

Jack Russell Terier był rasą kompletnie mi nieznaną. Wspominałam już chyba, że dotychczas mieszkały ze mną tylko koty, a wcześniej, w dzieciństwie, kolejno po sobie następujące świnki morskie i jeden szczurek. Psów się bałam - jako dziecko miałam kilka spotkań z tak zwanymi "złymi" psami, a kilka lat temu zostałam ugryziona przez owczarka niemieckiego i doświadczalnie sprawdziłam, jaką toto ma siłę szczęk. Skończyło się w miarę szczęśliwie dla mnie i niestety nieszczęśliwie dla psa (właściciel oddał go co prawda osobie, która w końcu zapewniła mu szkolenie i lepsze warunki życia, aby zredukować agresję, ale niestety psiak zginął po kilku miesiącach pod kołami samochodu).
Dwa lata temu zamieszkaliśmy z narzeczonym w jego rodzinnym domu, w którym kota być nie może pod żadnym pozorem. Na szczęście moja mama bardzo chciała, żeby koty zostały u niej, więc nie miałam rozterek, który dom wybierać. Nie umiem jednak żyć bez zwierzaka, po głowie chodziło mi, żeby wrócić do hodowania gryzoni... Narzeczony nie próbował mnie na siłę przekonywać do psa, po prostu opowiadał o zwierzakach, które mieszkały w tym domu wcześniej, potem parę razy wspominał o znajomym jacku russellu, zostawił na komputerze kilka otwartych stron internetowych ze zdjęciami i filmikami - i myśl gdzieś zakiełkowała. Decyzję podjęłam, kiedy na plaży porozmawiałam z właścicielką cudownej małej russellki, która mnie totalnie rozbroiła. Zaczęłam wyszukiwać informacje o rasie, odpowiednim wychowaniu szczeniaka itp. Nie interesowałam się wtedy kompletnie rodowodami, hodowlami, nie miałam pojęcia o pseudohodowlach, więc kiedy trafiliśmy na ogłoszenie o "naszym" psie, zdecydowaliśmy dość szybko o nawiązaniu kontaktu z właścicielką. Mieliśmy ogromne szczęście - chociaż Jack nie pochodzi z zarejestrowanej hodowli, pierwsze dwa miesiące życia spędził w super warunkach i to procentuje dzisiaj. 
Dlaczego JRT? Nie chcieliśmy psa kanapowego. Lubimy podróże i aktywne spędzanie czasu, więc chcieliśmy, żeby mógł z nami pobiegać, pójść na rower, powędrować po górach. Ja postawiłam warunek, że nie może być duży - o moim "zaleczonym" już lęku przed dużymi psami napiszę w następnej notce. Bałam się trochę legend, jakie krążą o charakterkach JRT, ale też wiedziałam, że jestem spokojna, raczej konsekwentna i cierpliwa (lata pracy w szkole robią swoje, człowiek się uodparnia na wszystko), mam chęć i czas, żeby pracować z psem... I na razie idzie super!
Gdybym przez pojechaniem po Jacka zrobiła sobie powtórkę z "Maski", pewnie bym się zawahała, ale na szczęście film obejrzeliśmy już, siedząc na kanapie razem z naszym szczeniakiem (czemu nikt wcześniej mi nie powiedział, że Jack wygląda identycznie jak Mailo!) i podwójnie się zaśmiewając! 
Ani przez sekundę nie żałowałam, że wybraliśmy JRT. Chociaż są chwile, kiedy padamy z nóg, a nasz pięciomiesięczny turbo-Jack krąży po domu w pełnej gotowości do zabawy i mówimy w żartach, że to nie pies, tylko tasmański diabeł, wiem, że żadne z nas nie zamieniłoby go na innego psa.


  

2 komentarze:

  1. Fajny blog. Będę go czytać regularnie.

    Pozdrawiamy i zapraszamy do nas:
    julia9876543210.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i cieszę się, że Ci się tu podoba :)

      Usuń