niedziela, 1 stycznia 2017

Noworocznie


Chciałam napisać o tym, jak kończy się stary rok; o tym, co zrobiłam i czego nie zrobiłam... A tymczasem trochę za szybko zaczął się nowy. W Sylwestra nasz dom był pełen gości, chwilę samotności na refleksje i rozmyślania udało mi się znaleźć dopiero około trzeciej w nocy, gdy większość pochowała się już w łóżkach albo zamknęła na dobre w "bunkrze", czyli urządzonym w piwnicy pokoju muzyczno-growym. Chciałam jeszcze dużo napisać, ale zamiast tego leżałam, uśmiechałam się i głównie gapiłam się w sufit, notując tylko w komórce kilkanaście luźnych zdań (po lekkiej korekcie wklejonych poniżej). Bardzo Mały Jack spał już wówczas słodko, wykończony sylwestrowaniem.Wiedziałam tamtej nocy na pewno, że zacznie się coś nowego. Już się zaczęło!

Krótkie podsumowanie psiego roku 2016
Czy pisałam już, jak straszliwie i niewyobrażalnie kocham mojego pieska? Ten rok wiele nas nauczył. W maju pojawiła się u nas mała, włochata, biało-ruda szczekająca kulka. Byłam wtedy przekonana, że będę z tą kulką uprawiać sporty, nauczę ją stu milionów sztuczek i w ogóle będzie z niej super pies. Sprawdziło się jedno - piesidło naprawdę jest super, a nawet więcej niż super. Ze sztuczkami wyszło tak sobie, jednak bycie poza domem przez 10h dziennie robi swoje (tak, szykuje się osobny wpis dla tych, co uważają że nauczyciel pracuje 4 godziny dziennie) i po powrocie do domu wolę się po prostu poprzytulać z dwoma panami - dużym (to narzeczony) i małym i włochatym (czyli głównym bohaterem bloga). I zjeść obiad. I iść na spacer. I spać obok siebie w skomplikowanych konstelacjach, trójka na łóżku dla półtorej osoby, czyli właściwie dla singla z jackiem russellem na przykład. Sztuczek było w tym roku niewiele, sportu jeszcze mniej, bo długo nie wiedzieliśmy, czemu psiak kuleje i woleliśmy nie ryzykować... Wiecie, co się okazało? Ze wystarczy psa kochać, dbać o niego mądrze i nie pozwalać mu (ani nam) na wszystko, co przyjdzie do głowy, ale tylko na to, co nie zaszkodzi ani psu, ani ludziom. To gwarancja na udane życie z psem, nawet z jackiem russellem. Nawet z takim ekstremalnym modelem jak nasz. Na koniec roku dopisało nam szczęście. Nie wyobrażałam sobie, że moglibyśmy gdzieś wyjechać, nie wiedząc, jak pies reaguje na fajerwerki, więc spędziliśmy najlepszy na świecie sylwester w domu, na zaciszu, z rozmerdanym szczęściem, które trochę bało się petard, ale o północy do pocieszania miało tyle ciotek i wujków, że nawet się nie połapało, że to jest TEN moment na histerię. Udało się bez. Niech żyje bezstresowy i niehuczny 2017!

Obiecałam napisać, co u ludzkiej części bloga, ale okazuje się, że nie tak łatwo pisać o sobie. Prosto jest obnażyć psią prywatność, pisanie o swojej wymaga czasu, namysłu i skupienia, a tego wszystkiego w 2016 brakowało, i to bardzo. Możliwe, że w 2017 się to zmieni, bo jako nauczyciel w gimnazjum - zatrudniony na zastępstwo i tak trochę "na wcisk" - od września jestem do odstrzału, ale to temat na osobną notatkę... Zatem na razie ludzka części bloga zbiera się w sobie. Porządkuje myśli. 
W całym bałaganie jedna tylko refleksja przebija się bardzo jasno - w kolejne wakacje nie skoczymy na żaden improwizowany wypad w dzicz, bo będziemy zajęci ślubem. Własnym. A kolejne święta spędzę już nie z narzeczonym, ale z Mężem. Kolejnego sylwestra przehulam pod innym nazwiskiem (chyba). Niby nic, tyle lat razem, ale jednak - wiem to - w tym roku wszystko będzie inaczej. 

[Foto: pixabay]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz