czwartek, 20 lipca 2017

Kilka słów o najnowszych psich nabytkach

Kiedy ostatnio spojrzałam do psiego pudła, trochę mnie zatkało. Jack jest u nas rok i dwa miesiące, a jego zabawek i gadżetów nazbierało się już naprawdę sporo. Mój przyszły teść tylko kręci głową, kiedy przychodzi nowa dostawa z Zooarta albo innego sklepu. 
Z góry uprzedzam, notka nie powstała we współpracy z żadną z wymienionych firm, piszę tak sobie, z czystej potrzeby podzielenia się opinią, jak co działa.
Po ostatnich dniach w biegu - niestety nie dosłownie, ale w takim pędzie załatwiania wszystkiego - liczę na lekkie zwolnienie tempa życia. Pies niestety ostatnio trochę zaniedbany, to znaczy - ostatnie porządne biegi, włóczenie po plaży i lesie miał ze dwa tygodnie temu, od tego czasu tylko spacerujemy, bawimy się w dzikie sprinty w ogrodzie (za najcudowniejszymi z psiej perspektywy piłkami: tenisową Kong z piszczałką i taką z dzwoneczkiem Yarro) i  domowe zabawy węchowe (ulubiona zabawa - gdzie jest żarcie? Pod dywanem? A może za kanapą? Suche żarcie podaję mu też często w macie węchowej kupionej za grosze chyba na OLX). Jak widać, nie wydaję na psie zabawki i gadżety za wiele kasy, Jack gust ma dość niskobudżetowy. 
Inaczej jest za to z szelkami i smyczami, ale tu już koszty wiążą się z moimi wymaganiami.
Żałuję trochę, że mam tak mało czasu na aktywność fizyczną, zwłaszcza że kupiłam ostatnio szelki, w których kundel w końcu się nie dławi, nawet kiedy rozpędzi się za bardzo, a ja moim zdechlackim truchtem nie nadążam. Chodzi o szelki SALI. Jack w biegu wygląda, jakby myślał, że jest husky i pruje do przodu jak szaleniec. W tej chwili mamy rozmiar 3 i właściwie jest ok, nic nie obciera, nie ogranicza psa. Podejrzewam jednak, że jeśli mój pies trochę "zmężnieje", wymienię 3 na 4. Co prawda w tej chwili obwód szyi psa mieści się w normach 27-29 (akurat ma 28), ale jest jeden jedyny minus szelek: przez psi łeb przechodzą "na styk" i zdejmowanie z Małego tego ustrojstwa jest dla niego dość stresujące. Widzę jednak, że w swoim włochatym łbie skalkulował, że lepiej bezproblemowo ubrać szelki, wybiegać się jak najprawdziwszy pies zaprzęgowy i pomęczyć przez 15 sekund przy zdejmowaniu, niż dusić się w innym sprzęcie. Zabiegom odszelkowującym poddaje się więc potulnie i z miną stoika, tylko po oczach i częstym mlaskaniu można rozpoznać, że tego szczerze nie lubi. 
Poniżej jedyne zdjęcie Jacka w szelkach Sali, jakie do tej pory zrobiłam. Właściwie to psa w ogóle nie miało być w kadrze, wlazł sam. Ja tylko (proszę się nie śmiać za bardzo...) chciałam cyknąć fotkę numeru wejścia na plażę, żeby się nie zgubić...


Nie widać miejsca, w którym przypinam smycz - jest akurat tam, gdzie kończy się zdjęcie, ten kawałek zwisającej pętelki. To rozwiązanie sprawdza się świetnie. Pod szelki podpinam sprawdzony już pas Juliusa ze smyczą amortyzującą. Z szelek IDC Juliusa nie zrezygnowaliśmy całkowicie, zakładam je psu na spokojne spacery albo do samochodu (wtedy podpinam do nich psi pas bezpieczeństwa, żeby nie fruwał po siedzeniu i nie lizał Pana Kierowcy po nosie w trakcie jazdy). Przy bieganiu się nie sprawdziły - pas z przodu uciskał szyję i pies przy szybszym biegu po prostu się dławił. Poza tym, do innych celów, są super - łatwo się zakłada, a pies nie ma szans się z nich wyplątać, choćby stanął na głowie (tak, próbowaliśmy).
W tej chwili mamy właściwie zestaw idealny na każdą aktywność. Żeby jeszcze tylko zrobiło się więcej wolnego czasu... Na szczęście wszystkie przedślubne pierdoły właściwie załatwione. Na weekend wybywam z psem na relaksujący weekend u koleżanki, która mieszka na wsi w wielkim domu z ogrodem, więc może się trochę zrelaksujemy. A od poniedziałku - wolne! I mam nadzieję, że wrócimy wtedy do truchtania.


2 komentarze:

  1. Ostatnio myślę o kupieniu szelek właśnie z Sali, bo jednak typowo do biegania nie mamy a by się przydały :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sali naprawdę polecam, do biegania doskonałe, do dłuższego trekingu po trudnym terenie też świetne (testowaliśmy wczoraj wędrując ścieżką po krawędzi klifu).

      Usuń