piątek, 8 lipca 2016

Pies za granicą na spacerze - pierwsze wrażenia (1)

Nasłuchałam się cudów o tym, jak to na niemieckiej ziemi psiarze wypełniają swoje pieskie obowiązki. Na pierwszy spacer wyszłam więc, drżąc, zaopatrzona w sporą garść woreczków, książeczkę zdrowia, paszport, kaganiec... Woreczki, wiadomo, przydały się, ale po psie sprzątam nie tylko a granicą, ale i u siebie. Cała reszta, jak dotąd, nie była potrzebna: zwierzak zdrowy, wesoły i ciekawy świata, zwiedza niemieckie krzaki, co jakiś czas tylko zerkając w moją stronę ze spojrzeniem: jak znajdę tu coś ciekawego, pozwolisz mi zeżreć? Przecież sama mówiłaś, że są wakacje. Kaganiec spokojnie leży w torebce. Od kiedy tu jestem, ani razu nie widziałam psa w kagańcu, chociaż niektórym pewnie by się przydały. Właściciele do swoich psów podchodzą bardzo spokojnie, nikt się z nimi nie szarpie, nie wrzeszczy. Psy ciągną do siebie? Po "międzynarodowej wymianie spojrzeń" (tak to kulturalnie nazywam, a chodzi o moje spojrzenie sugerujące, że rozumiem, co mówisz, chociaż nie umiem odpowiedzieć, ale dobrze jest. Swoją drogą, już wiem, jak czuje się mój pies, kiedy chce mi coś przekazać...) pozwalamy psom podejść do siebie, Jack odstawia cały cyrk tarzania się, lizania kumpla, pokazywania brzuszka i takie tam, drugi pies zwykle patrzy na niego z politowaniem (o, tresowany szczur!) i każdy idzie w swoją stronę. Kiedy wyczuwam, że właściciel drugiego czworonoga nie ma ochoty na takie przedstawienie, przytrzymuję chwilę Małego i mniej lub bardziej spokojnie się oddalamy. 
Problemem są tylko kupy. Nie nasze ;-) Ja sprzątam i żyłam dotychczas w przekonaniu, że to tylko u nas, w Polsce, po chodnikach należy poruszać się slalomem. Trochę w tym prawdy jest, ale tylko trochę, bo tutejsze psy masowo zasrywają przychodnikowe trawniki i pobocza. Czasem aż się boję pozwolić zejść Jackowi ze szlaku, bo mi się wytarza w kupie jakiegoś niemieckiego psa wielkości dinozaura i... i będziemy mieć bardzo śmierdzący problem. 
Poza tym jednak jest ok. Jedno tylko mi się nie podoba, że Jack się tu diabelsko rozszczekał. To wciąż nic przy wielu znajomych psach, ale jednak... Szczeka głównie ze szczęścia, kiedy słyszy bawiące się dzieci (to jego miłość numer jeden), a że pod balkonem mamy przedszkole... Wczoraj obszczekał też czarnoskórego chłopaka, aż mi się głupio zrobiło, że mam psa rasistę - trzeba go będzie przyzwyczaić do ludzi w różnych odcieniach ;-) Wieczorami przestał za to drzeć się na robale, ale szczeka, kiedy w oddali słyszy szczekanie jakiegoś psa albo widzi go z daleka. W porównaniu do domu, gdzie poza epizodem z robalami szczekał tylko we własnym ogródku na kilku pijaczków, za którymi nie przepada, i na koty sąsiadów, jeśli usiłują wleźć nam na posesję, robi się masakra. Na razie obserwujemy, jeśli te nowe niemieckie nawyki przywlecze ze sobą do Polski, rozpoczniemy batalię o szczekanie z umiarem.

2 komentarze: